wtorek, 3 listopada 2020

Dzicz.

 Jest dziko.

Tak bardzo dziko, jak za mojej świadomości jeszcze nie było. Ludzie to odwrotki. Można latami mówić o uzależnieniu od komputera i Internetu, a świat zapragnie wychodzić do innych ludzi i spotykać się z żywymi istotami dopiero wtedy, kiedy przestaje to być możliwe. 

Naturalnie. Pragniemy tego, co zakazane. Działamy zawsze na przekór i musimy mieć inne zdanie. Musimy narzekać. Covid nastręcza tylu powodów do narzekań, że już powoli mi się wylewa uszami. 

Lubię zgrywusów-bohaterów i antymaseczkowców. Lubię tych, którzy witają się z Tobą, widząc, że masz maskę na paszczy i pytają "a co myślisz o tej pandemii, powinniśmy się bać?". Lubię tych z maską pod brodą. Tych z maską pod nosem jest zbyt wielu, żeby ich lubić. Lubię tych, którzy bagatelizują przekazanie informacji o zakażeniu lub jego podejrzeniu i czekają z nią do ostatniej chwili. Lubię tych, co rżną głupa, że nic im nie jest. Lubię tych nieśmiertelnych i niezniszczalnych, co próbują oprzeć Ci się podbródkiem na ramieniu w kolejce po masło. No miłuję ich, żesz kurwa jego w pizdu mać. 

OK, może i tak większość zachoruje, może i tak maseczki nie działają (szczególnie te noszone bez prania od marca), może to naturalna selekcja, a może zemsta młodych Chińczyków za pozbywanie się drugiego dziecka w rodzinie, a może i tak wszyscy umrzemy. 

A jak nie i można coś z tym zrobić, stosując się do podstawowych zasad ochrony i higieny osobistej?

Maseczka nie bez przyczyny wygląda na twarzy, jak majtki. Wypadałoby zmieniać codziennie. 

Tak sobie ponarzekałam. 

Jest dziko. Bardziej dziko, niż zawsze.

Co gorsza, ta zdziczała izolacja zaczyna mi odpowiadać.

A Wam...?

KASIcka