czwartek, 18 lipca 2019

produktywność człowiecza


W związku z przeważającym trybem dygresyjnym mojego mózgu, nie gwarantuję, że będę trzymać się tematu w 100 %. Bo na przykład… (Słaby żart, wiem)

Nigdy nie przypuszczałam, że będę miała energię, żeby chcieć robić tyle rzeczy na raz. Szczególnie w ostatnich miesiącach, kiedy motywacja była dla mnie super utopijnym terminem literackim… W każdym razie, jestem zdolna do robienia takiej masy rzeczy wymagających samozaparcia, poweru i forsowania się do upadłego, że zadziwiam samą siebie.
Chociażby takie pływanie. Zwykle pójdę dwa razy i znajduje się pierdyliard innych spraw do załatwienia w tym samym momencie. A teraz mam ochotę i motywację! Wiem, że woda otaczająca mnie miłym chłodem pomaga się wyciszyć i ukoić burzę myśli. Tylko woda, chlor i ja….
Albo bieganie? Przecież nienawidzę biegać, a wystarczy mi tylko pomyśleć i już szukam butów! Mam buty do biegania, a co! Grunt, to być pro.
Jazda na rowerze, jest tyle ścieżek do poznania, a rower sprawny. Szczególnie, że teraz nie wstyd wyjechać na starej damce bez ramy na ulicę. Kiedyś - dramat, ale jesteś niemodna… 20 lat temu to był powód do wstydu (20…? Cholera, ile ja mam lat?!). Cieszyłam się, że przypadła mi rola małego antagonisty dla tych wszystkich wyluzowanych, modnych dzieciaków, które pielęgnowały życie towarzyskie na podwórku, podczas gdy ja ryłam w książkach i powolutku stawałam się brick in the wall…
A w ogóle, to wróciłabym do koszykówki, słowo honoru! Początki były trudne, ale jednak pizgnięcie piłką na czysto dawało taką satysfakcję, że warto było się sforsować. Zmęczyć się jak fix, wrócić z boiska z czerwoną paszczą i uszami od wysiłku i dłońmi czarnymi od żwiru. No bajka.
I joga. To jest to, trochę oddychania, trochę przekraczania granic, wyginanie się w precel i oddychanie nosem, żeby nie zasysać kurzu tego świata. Świetna sprawa!
Nawet zastanawiam się nad powrotem do baletu. Taniec, harmonia, łabędzio wyciągnięta szyja. Panowanie nad ciałem i umysłem, pokonywanie tremy. I braku umiejętności. Talk na baletkach i w śluzówkach dróg oddechowych, do tego wredne, nienawistne koleżanki, które zrobiły mi z życia piekło i pokazały, jak bardzo gównem można się poczuć. Wtedy chyba wróciłam do książek.

Normalnie bym to wszystko porobiła, gdybym była nie złamała obojczyka.

Ale za to jestem umysłowo produktywna. Teraz grozi mi tylko psychiczne wyobcowanie na zwolnieniu (to już 28 dni, czyli tyle ile potrzeba na regenerację naskórka. Albo rozwój wirusa wywołującego zombie mode. Wiedział ktoś?). Zatem jeśli to potrwa dłużej, rosną szanse na zaszlachtowanie kogoś tępym narzędziem…

Produktywnie pozdrawiam.
KASIcka