W związku z
przeważającym trybem dygresyjnym mojego mózgu, nie gwarantuję, że będę trzymać
się tematu w 100 %. Bo na przykład… (Słaby żart, wiem)
Nigdy nie
przypuszczałam, że będę miała energię, żeby chcieć robić tyle rzeczy na raz.
Szczególnie w ostatnich miesiącach, kiedy motywacja była dla mnie super
utopijnym terminem literackim… W każdym razie, jestem zdolna do robienia takiej
masy rzeczy wymagających samozaparcia, poweru i forsowania się do upadłego, że
zadziwiam samą siebie.
Chociażby takie
pływanie. Zwykle pójdę dwa razy i znajduje się pierdyliard innych spraw do
załatwienia w tym samym momencie. A teraz mam ochotę i motywację! Wiem, że woda
otaczająca mnie miłym chłodem pomaga się wyciszyć i ukoić burzę myśli. Tylko
woda, chlor i ja….
Albo bieganie?
Przecież nienawidzę biegać, a wystarczy mi tylko pomyśleć i już szukam butów!
Mam buty do biegania, a co! Grunt, to być pro.
Jazda na rowerze,
jest tyle ścieżek do poznania, a rower sprawny. Szczególnie, że teraz nie wstyd
wyjechać na starej damce bez ramy na ulicę. Kiedyś - dramat, ale jesteś
niemodna… 20 lat temu to był powód do wstydu (20…? Cholera, ile ja mam lat?!). Cieszyłam się, że przypadła mi rola małego antagonisty dla tych wszystkich
wyluzowanych, modnych dzieciaków, które pielęgnowały życie towarzyskie na
podwórku, podczas gdy ja ryłam w książkach i powolutku stawałam się brick in
the wall…
A w ogóle, to
wróciłabym do koszykówki, słowo honoru! Początki były trudne, ale jednak
pizgnięcie piłką na czysto dawało taką satysfakcję, że warto było się
sforsować. Zmęczyć się jak fix, wrócić z boiska z czerwoną paszczą i uszami od
wysiłku i dłońmi czarnymi od żwiru. No bajka.
I joga. To jest to,
trochę oddychania, trochę przekraczania granic, wyginanie się w precel i
oddychanie nosem, żeby nie zasysać kurzu tego świata. Świetna sprawa!
Nawet zastanawiam
się nad powrotem do baletu. Taniec, harmonia, łabędzio wyciągnięta szyja.
Panowanie nad ciałem i umysłem, pokonywanie tremy. I braku umiejętności. Talk
na baletkach i w śluzówkach dróg oddechowych, do tego wredne, nienawistne
koleżanki, które zrobiły mi z życia piekło i pokazały, jak bardzo gównem można
się poczuć. Wtedy chyba wróciłam do książek.
Normalnie bym to
wszystko porobiła, gdybym była nie złamała obojczyka.
Ale za to jestem
umysłowo produktywna. Teraz grozi mi tylko psychiczne wyobcowanie na zwolnieniu
(to już 28 dni, czyli tyle ile potrzeba na regenerację naskórka. Albo rozwój
wirusa wywołującego zombie mode. Wiedział ktoś?). Zatem jeśli to potrwa dłużej, rosną szanse na zaszlachtowanie kogoś tępym narzędziem…
Produktywnie
pozdrawiam.
KASIcka