niedziela, 26 października 2014

Cogito ergo vinum

Fot. : Katarzyna Kasicka
Kończy się jakiś etap. Choć to tylko studia zbliżają się nieuchronnie ku końcowi. Każdy taki końcowy etap nastręcza refleksji, co śmieszne, zdecydowanie większych i głębszych, niż sam suchy koniec. Koniec, jak sama nazwa wskazuje, jest końcem i końcem kropka. Zbliżanie się do tego krótkiego punktu, jak w przypadku każdego  oczekiwania na coś istotnego, każe mi zastanawiać się nad sobą. Zdecydowanie się czegoś nauczyłam. Materiał obszerny, w pewnych momentach niezrozumiały, trudny, ciężki. Mimo chemii, z którą nigdy się mocno nie lubiłyśmy, wiedza, jaką tu dostałam jest wartościowa i możliwa do przekucia w praktykę. Choć z moją praktyką często się mija.
Uczymy się całe życie. To akurat permanentnie nasuwający się wniosek w moim przypadku. Tak permanentnie, że chyba przestał już być wnioskiem, a stał się credo, motto, sententia i czymś jeszcze, zapewne też po łacinie. Powinnam sobie to wyryć na czole obok słów 'pamiętaj o pokorze'.
Jeden malutki człowiek, a tyle wiedzy. Jak szczęśliwy musiałby być ktoś, kto mógłby posiąść całą wiedzę z danej interesującej go dziedziny… Wiadomo, nie można wiedzieć wszystkiego. Zastanawiam się, czy gdyby wyrzucić z głowy inne wiadomości z innych przedziałów nauki, to czy stricte teoretycznie można by uzupełnić miejsce tym, co naprawdę chcielibyśmy wiedzieć. To byłoby cudowne. Choć zapewne usuwanie wiadomości ma swoje konsekwencje. Jak każda pamięć, w końcu się psuje. Ludzka pamięć to szczególnie nietrwały mechanizm...
A sami ludzie to nieodłączny element każdego procesu nauki. Uwielbiam ludzi, od których mogę się czegoś nauczyć. Uwielbiam tych, którzy chcą się tą wiedzą dzielić i widzą we mnie potencjał na zrozumienie tej małej cząstki świata, w jakiej się akurat specjalizują.
Współtowarzysze doli winiarskiej to zwykle ludzie świetni. Myślę, że nie można być złym człowiekiem, kochając i rozumiejąc wino. Tworząc coś doskonałego i skończonego, a jednocześnie kruchego, bezbronnego i wiecznego trzeba mieć w duszy więcej, niż przeciętny człowiek. I w głowie. W ogóle trzeba mieć głowę. I serce. Czerwone, wytrawne, długo dojrzewające serce.

Wszystko, co teraz robię, robię pod dużym ciśnieniem i w niesamowitym tempie. W pozytywnym znaczeniu - dzieje się! Wszystko nabrało rozpędu i choć teraz powoli przycicha, stabilizuje się, odpoczywa po fermentacji i czeka na swoją kolej, to cały czas cichutko buzuje. To już żyje. Wspólna praca, wysiłek, stres, wszystko dobre co włożyliśmy w pracę na przetwórni przez te kilka ostatnich tygodni nabrało kształtu zbiorników. Stało się namacalne. Każda nasza decyzja, gest, czynność, obliczenia, wahania i emocje - wszystko to właśnie stoi i potwierdza, że to było naprawdę. Jestem częścią czegoś ważnego, może nie dla wszechświata, ale przecież umówmy się - dla wszechświata nic nie jest ważne. Dopiero ludzie stanowią wartość. To, co sobą reprezentują nadaje z automatu ważność. To, co robią, decydują, myślą.  Myślę więc jestem nigdy nie było bardziej adekwatne.

KASIcka

środa, 15 października 2014

Czarownice, drabiny i pioruny

Bardzo cenię sobie stabilność emocjonalną. Wreszcie wiem dlaczego - bardzo trudno ją osiągnąć, a jeszcze trudniej utrzymać. Mimo że stabilność, o ironio. To jak z odchudzaniem - do pewnego momentu wszystko idzie zgodnie z planem, mianowicie nikt i nic mnie nie rozprasza, mam fajne niskokaloryczne klapki braku zainteresowania na oczach i idę do przodu.  No, ale w końcu czekolada to czekolada… Nawet jeśli pierońsko gorzka.
Najgorzej się przyznać do porażki. A zatem za karę: grom z jasnego nieba wziął i walnął mnie między łopatki. Tak, dałam się strącić ze szczytu opanowania i wpadłam w kałużę słabości. Bo kałuż mi ostatnio nie brakuje. Szczególnie takich zmieszanych z cementem. I winnych. Choć niczemu nie jestem winna…
Chyba nie mogę się zebrać. Choć nic się przecież nie stało. Słabość jest słaba, można ją zwalczyć. Ustawianie piorunochronu w trakcie, więc i gromy będą mnie omijać. Ale jakoś tak… pusto.  Czemu mimo całej swojej, nieskromnie powiem, mądrości i inteligencji potrafię być tak durna? Niepoprawny romantyzm bijący się w głowie z zawziętym cynizmem to nie jest prawidłowa pożywka dla stabilizacji emocjonalnej. Fermentacja albo zeżre cały cukier albo się zatrzyma… Czarownica czuje, że coś jest nie tak. Ale odpala miotłę i mknie prosto w stos.
Możliwe, że pan na budowie miał rację - dziewczyno, nie przechodź pod tą drabiną…! Szkoda, że powiedział to za 10 razem… Czyżby należało teraz spodziewać się combo?


KASIcka