W końcu coś w
człowieku pęka. Zawsze jest miły, sympatyczny, niekonfliktowy, tłumi w sobie
żal i złość na drugą osobę i ani myśli coś zmieniać w tym oszukańczym pędzie
społecznym. Ale nadchodzi taki dzień, że zwyczajnie zaczyna się mieć serdecznie
dość. Wszystko, co się nazbiera eksploduje jak bomba atomowa - nie ma już
odwrotu. Mówi wszystko to, co miał ochotę za każdym razem, kiedy mu podniesiono
ciśnienie, tylko w telegraficznym skrócie, przez co wypowiedź jest 100 razy
bardziej agresywna i nieprzyjemna, niżby sączyć ten jad regularnie.
Swoiste katharsis…
Nawet, jeśli trzeba
tego później żałować.
KASIcka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz