czwartek, 19 lutego 2015

bum...!

W końcu coś w człowieku pęka. Zawsze jest miły, sympatyczny, niekonfliktowy, tłumi w sobie żal i złość na drugą osobę i ani myśli coś zmieniać w tym oszukańczym pędzie społecznym. Ale nadchodzi taki dzień, że zwyczajnie zaczyna się mieć serdecznie dość. Wszystko, co się nazbiera eksploduje jak bomba atomowa - nie ma już odwrotu. Mówi wszystko to, co miał ochotę za każdym razem, kiedy mu podniesiono ciśnienie, tylko w telegraficznym skrócie, przez co wypowiedź jest 100 razy bardziej agresywna i nieprzyjemna, niżby sączyć ten jad regularnie.
Swoiste katharsis…
Nawet, jeśli trzeba tego później  żałować.


KASIcka

poniedziałek, 16 lutego 2015

W szeregu zbiórka, kolejno olej.

Najgorsza rzecz, jaką można zrobić drugiej osobie w bliskich relacjach międzyludzkich, to zignorowanie. Myślę, że to gorsze od zdrady, splunięcia w twarz i zawstydzenia. Gorsze od wlanej znienacka wody do ucha podczas snu. Gorsze od kopa w goleń i zmarzniętych palców. W ogóle złe. Ostatnio bardzo często zdarza mi się być olaną ciepłym moczem, tak, że mi wręcz mentalnie chlupie w butach. Im bardziej się człowiek stara, im bardziej mu na kimś zależy, im więcej chce osiągnąć, im bardziej się boi, że się ośmieszy, tym bardziej boli, kiedy okazuje się, że nikogo to nie obchodzi. Albo że nawet tego nie dostrzegł. Oddzwanianie na nieodebrane połączenia, odpowiadanie na pytania, aktywna reakcja na czyjąś prośbę czy powiedzenie "dzień dobry" to trywialne przyziemne gesty bez znaczenia dla wszechświata, ale definiujące człowieka kulturalnego. 
Oczywiście, żyjemy w świecie priorytetowania wszystkiego, zatem i relacje ulegają pewnym deformacjom. Ktoś inny jest po prostu ważniejszy,  fajniejszy, bardziej potrzebny, bliższy, ładniejszy lub po prostu szybszy. Bardziej zajmująca jest praca, książka, rodzina, odpoczynek, brak nastroju. Tak, sama priorytetuję się pracą, ale staram się o tym informować rozmówcę, żeby nie pomyślał, że go ignoruję. Znając powód braku odzewu jesteśmy spokojniejsi. Znając powód nie próbujemy się niczego domyślać. Nie siedzimy jak paragraf na gruszy majtając nóżkami i nie zachodzimy myślami tak daleko, jak to zwykle bywa przy byciu bezczelnie zignorowanym. Znając powód, nie myślimy za dużo.
O myśleniu za dużo coś wiem.
Kluczowym elementem każdego olania jest rozczarowanie. Po czterech dniach totalnego zlewu spodziewasz się jakiegoś cudownego wytłumaczenia w postaci kataklizmu, porwania przez UFO albo śmierci myszoskoczka, ale prawda jest dużo bardziej rzeczywista. Mianowicie, ktoś miał cię po prostu tak głęboko w dupie, że dopiero po czterech dniach spostrzegł, że coś go uwiera. Ewentualnie czegoś od ciebie potrzebuje. Ważne, żebyś znał swoje miejsce w szeregu. Ot, cała filozofia.
Tracę wiarę w ludzi. Normalnie, zwyczajnie się poddaję. Rezygnacja to następstwo rozczarowań. Czy będę zdrowsza fizycznie, psychicznie dając sobie siana, czy  może robiąc to olewam swój umysł…?

KASIcka