wtorek, 6 stycznia 2015

Pagan of the good times

Wierzę, że miejsce, w którym się w końcu znajdujemy nigdy nie jest przypadkowe. Wierzę, że to, co przyswajamy i czego uczymy się od najmłodszych lat świadomego istnienia ma odzwierciedlenie w naszym światopoglądzie i otwartości umysłu. Wierzę, że zainteresowania, niezależnie czy długo czy krótkotrwałe, rozwijają pasję do życia i chęć poznania świata. Wierzę, że bycie dobrym chociaż w jednym przedmiocie w szkole wyklucza nas z grona ludzi przeciętnych i nijakich. Wierzę, że to mózg jest najlepszą reprezentacją człowieka. To, co umiem, co mnie interesuje, co mówię, co myślę i jak postrzegam świat jest ważne. Dla kogoś na pewno.
Patetycznie, wiem. Ale cóż. Jestem cholerną romantyczką i nie wyprę się tego. Mogę przyjeżdżać codziennie w to samo miejsce, a i tak dzień w dzień będę widzieć jego urok. Bo słońce, bo roślinki, bo woda, bo ludzie, bo dobra kawa z rana. Szkoda, że to jeszcze nie te czasy, że w mózgu ma się aparat i bezprzewodowe połączenie z drukarką. Tak sobie myślę, że każdy moment ma znaczenie i wart jest zapamiętania. Bardzo dużo naprawdę pięknych rzeczy nam umyka w natłoku dnia codziennego. Niektórzy przejeżdżają mostem przy Niagarze codziennie do pracy i przestają zauważać fenomen, jaki mają przed oczami. Ja tak nie chcę. Świat jest piękny i choć nie zawsze mam się z kim podzielić tym spostrzeżeniem, to cieszę się, że jestem tego świadkiem. Choć często mam w głowie tuzin spraw tak przyziemnych, że schodzę z perspektywą do parteru.
*
Ciekawe, jak człowiek się zmienia. Uświadomiła mi to właśnie trywialna sprawa. Dwa lata temu przy zawieraniu umowy z operatorem telefonii komórkowej zapytano mnie: czego Pani najbardziej potrzebuje jeśli chodzi o usługi? Już sam fakt coraz częściej pojawiającego się, definiującego mnie 'Pani' stanowił swego rodzaju rytuał przejścia. W tej chwili jakby przeszłam z tym do porządku dziennego. A jeśli chodzi o usługi, to potrzeba smsów była najsilniejsza. Nie wiem, czy to była jeszcze doba short message system jako wyznacznika mojej generacji, czy zwyczajnie zwyczajne przyzwyczajenie. Wraz z tą nieograniczoną ofertą wszystkiego, jak mnie zapewniano weszłam w nową erę smartfonów, smartwatchów i smartbezmózgów. Oczywiście, że wpadłam w smartświat, bez dwóch ale. Taki los generacji milenijnej. Bez tego już tak naprawdę nie można funkcjonować, jeśli w życiu stawia się na kontakt ze światem, informację, organizację i dobre samopoczucie. Praca wymaga nie tylko sprawdzenia godziny i wykonania telefonu. Dostęp do Internetu w każdym momencie to dobrodziejstwo tych czasów, z którego należy korzystać. Bo niby czemu nie? Sama uważam, ze trzeba czytać książki i jeść obiad w gronie rodziny, bo czas się kurczy, mało go na życie itd. Ale jednocześnie rozumiem koncepcję przedłużenia kończyn homo sapiens sapiens, jakim jest telefon i komputer. Ba, już nawet nie komputer, tylko tablet. Bez popadania w paranoję, ale nie cofniemy się do dziewiętnastego wieku, kiedy to elektryczność była szatanem. Świat wcale aż tak źle nie wyszedł na podłączeniu światła i prądu, tak samo, jak całkiem dobrze się ma ze stałym łączem internetowym.
Zatem teraz, po dwóch latach, stwierdzam, że najsilniejszą potrzebą będzie Internet. Ale zanim to, nie pogardzę zasięgiem, bo tego akurat poprzedni operator nie był w stanie mi zapewnić…
A zasięg to ja muszę mieć nieograniczony. Jak i światopogląd. 
*
I tak jak mówiłam - ta zima jest dziwna.
KASIcka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz