czwartek, 11 grudnia 2014

chociaże

Dziś jestem brzydka. Od środka, a z zewnątrz to już w ogóle. Jak w chorobie lokomocyjnej zamknięty mózg. Niewyleżane przeziębienie trzęsie mięśniami, chociaż przecież zdrowa już.
Nie jestem warta zbyt wielu gestów jawnych. Anonimowe róże uświadamiają mi, że można się mnie tylko bać. Pewnie tak. Na pewno tak. Wszystko albo nic. Romantyczki są trudne neurologicznie. Odstrzelić najlepiej.
Dnia początek w aucie i koniec też. Permanentny brak organizacji poza pracą. Permanentny brak ogarnięcia umysłu. Jakaś zimowa depresja. Wszystko jutro. Jutro też jutro. Chociaż może...? Nieee, jutro.
Myślałam, że go znalazłam. I pewnie tak. Spotykam kogoś i wiem, że go rozumiem. Chociaż go dużo nie rozumiem. Chociaż jak zawsze beznadziejnie i nieprzyszłościowo patrzę z nadzieją w przyszłość. I choć to piękne. I fajne. I niesamowite, bo rozumieć bez rozumienia to naprawdę coś. I kolor miedziany. 
Ale powiedzmy sobie szczerze, nie jestem warta happyendów. Ani happystartów. Lepiej sobie od razu odpuszczę.
Nie, nie potrzebuję słodkich wiadomości z rana. Potrzebuję budzika. Albo trzech. A najlepiej piętnastu. I do tego jakiejś eksplozji, ot tak, na wszelki wypadek.
Potrzebuję się obudzić, bo chociaż tak wiele mam, to nadal nie mam. 
Śniegu spadnij wreszcie porządnie. Spadnij i zostań, daj poczucie, że coś jest prawdziwe, że to nie tylko okres przejściowy między jesienią a wiosną. Spadnij i zostań, chociaż ty. Słońce się na mnie wypięło.

KASIcka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz