sobota, 31 maja 2014

Przysięga Hipokrytesa

Taka sytuacja:
Rodzę się, rosnę, idę do szkoły. W szkole zaczynam uczęszczać na zajęcia z chemii, biologii, wosu i religii i wielu innych do wyboru.  Okazuje się, że mój umysł rozrasta się w kierunku myślenia ścisłego i nauk biologicznych. Więc idę w kierunku biologii. Wiem, że nie zaczyna się zdania od 'więc', ale idę w kierunku biologii, nie języka polskiego, to już ustaliliśmy. Biologia wywiera na mnie takie wrażenie, że pewnie będę się nadawać na lekarza - przechodzi mi przez myśl odpowiednio wcześnie przed maturą. Idę na studia medyczne.  6 lat studiów, 2 stażu, 6,5 specjalizacji. Zostaję więc lekarzem, podpisuję przysięgę Hipokratesa, dbam o ludzi, zarabiam pieniążki i cieszę się z tego, że zaszłam tak daleko, że jestem współczesnym człowiekiem z szerokimi perspektywami, wykształconym  i inteligentnym.
A potem podpisuję deklarację wiary …
Pozwalam , żeby rodziły się dzieci z wadami, z którymi będą żyć krótko i w cierpieniu. Pozwalam, żeby umierały matki w skutek zlekceważonego z premedytacją zagrożenia ich życia. Pozwalam, żeby mózg sztucznie utrzymywanej przy życiu osoby umierał ze świadomością, że rodzina wyda majątek na jego wegetację. Pozwalam, żeby rodziny bezpłodne nigdy nie doczekały się potomstwa. Bo nie i już.
Sumienie, które jest tu wyznacznikiem pracy lekarza podpisującego deklarację wiary, jest problematyczne. Może to krzywdzące i radykalne, ale sądzę, że gdyby taki ktoś miał sumienie, to nie zostałby z pełną świadomością lekarzem. Ponadto, jak to możliwe, żeby ludzie po 15 latach studiów nad ewolucją nagle stwierdzali, że Adam, że Ewa, że jabłko i że eksmisja z raju?
Aborcja to temat śliski i wiecznie żywy, choć to, o ironio, nie do końca szczęśliwe określenie. Jedynym przypadkiem, w którym nie powinno się jej przeprowadzać jest głupota małolaty, a często i dorosłej kobiety, bo tu działa - jak dla mnie - prawo 'niewiedza nie usprawiedliwia' . Bowiem brak mózgu to bardzo powszechna choroba cywilizacyjna, ale nie wpływa na rozwój dziecka, więc nie przeszkadza również w donoszeniu ciąży. Ale ofiary gwałtów, kobiety, które nie przeżywają ciąży i te, które nie są w stanie znieść śmierci chorego dziecka po kilku latach życia zazwyczaj nie są winne swojej sytuacji. Ale nie, przecież kościół zabrania.
In vitro. To jest dla mnie w ogóle niepojęte. Skoro każde życie jest święte i trzeba go bronić, to czym różni się mały człowiek z probówki od małego człowieka z natury? Jak zacofanym, zaściankowym i tępym ignorantem trzeba być, żeby uważać, że in vitro to dzieło szatana i w ogóle na stos!? Jak daleko sięga hipokryzja? Czemu jedno się uznaje, a drugiego nie?
Kto nam wyznacza te standardy człowieczeństwa? Absolut, który posłał swoje  pół-boskie dziecko na śmieć, a wszystkim innym na ziemi udowadniał, jak to fantastycznie żyć w cierpieniu i ascezie? Ten sam absolut, który chciał dowodu na lojalność wymagając zabicia Izaaka od jego ojca? Ten sam absolut, który powybijał rodzinę Hiobowi, bo się założył z diabłem? (Oczywiście, łaskawie  go później pobłogosławił i urodziły mu się nowe dzieci. Tamte stracone życia widocznie nie były istotne w miłosiernym, dobrym, sprawiedliwym planie boskim.)
Chrześcijańska hipokryzja to błędne koło. Niewielu chrześcijan potrafi zrozumieć własną wiarę, a co dopiero otaczający ich świat. Ci, którzy potrafią myśleć samodzielnie i wybierać rozwiązania dobre i nie generujące cierpienia powinni zostawać lekarzami.
Bo teraz to się trochę boję iść do lekarza. Jakoś nie wierzę, że na zapalenie płuc jest lepsza zimna woda święcona  niż antybiotyk . Zatem to jednak kwestia wiary…


KASIcka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz