Zastanowiłam się dziś nad sobą i zauważyłam kilka sygnałów,
nie wiem natomiast, do którego stopnia są one niepokojące.
Pierwsze pytanie mnie wprawdzie
nie dotyczy, ale intryguje mnie po rejestracji zachowań moich znajomych,
bliższych, dalszych, z gwiazdką czy bez. Poinformowanie całego naszego świata o
związku jest tym, czego jednocześnie się chce i się nie chce. Sądzę, że jakby
się uprzeć, to zmiana statusu jest czymś w rodzaju zawarcia małżeństwa.
Oczywiście, nie dosłownie. Legalizacja, społeczne przyzwolenie, duble
zaproszenia na wydarzenie, bo przecież widać, że są razem. Traktowanie ludzi,
jako swoistego oni, zamiast ona albo on. Ceremonia jest skromna i krótka, za to
na wesele zaprasza się całe grono. Znajomych. Rzecz jasna.
Jeśli chodzi o
tego fryzjera, to rozkminiam kwestię budowania wizerunku, jakkolwiek to się
sprawdza w Internecie. Wrzucam info i foty na swoją tablicę w określonych
przypadkach .
1.
kiedy coś mnie wybitnie zirytuje. FB jest
genialnym miejscem do siania ironii i sarkazmu zaprawionych złością na ludzką
głupotę. Ci inteligentni zrozumieją, resztą nie muszę się przejmować.
2.
kiedy coś mi się wybitnie spodoba. Robię zdjęcie
wschodu słońca we mgle i czuję, że muszę podzielić się tym widokiem z tymi
chętnymi, którym Bóg błogosławił i nie wstają o 5.
3.
kiedy coś wybitnie pasuje do rzeczywistości
danej czasoprzestrzeni. Przecież po to tak naprawdę jest ten portal – aby budować
system skojarzeń i więzi międzyludzkich opartych na Internecie. Bo nikt mi nie
wmówi, że jest to narzędzie realnej komunikacji.
Wydaje mi się, że większość ludzi
ma dokładnie ten sam tok myślenia, jeśli chodzi o swoją obecność w
najpotężniejszym obecnie medium, jakim jest sieć. Tylko… Tylko o ile tok
myślenia jest ten sam, to upodobania i punkt widzenia to zupełnie inna sprawa.
Dlatego ja wrzucam wschód słońca, a ktoś inny swoją półnagą dziewczynę, bo jego
akurat to zachwyca. Nie rozumiem tylko jednego. Wschód i tak mogą obejrzeć
wszyscy, nie jest prywatny… Ciężko jest
się kłócić ze względnością gustów, o ile w ogóle jest to możliwe, ale cały czas
uprawiamy para konstruktywną krytykę i nie potrafimy zrozumieć upodobań innych.
Trzeba się do tego przyznać jasno i wyraźnie: komentarz ‘rozumiem cię’ jest w
większości przypadków wierutnym kłamstwem.
Nawiązując do tego rozumienia, w
wyjątku potwierdzającym regułę, dziewczyny zmieniające zdjęcie profilowe tuż po
wizycie u fryzjera jestem w stanie zrozumieć. Tak szczerze, która z nas ma
czas, chęci i umiejętności, żeby codziennie powtarzać wyczyn fryzjerki? No
właśnie, wypada uwiecznić. Mi się na szczęście nie chce… Ale nie ma nic złego w
tym, że chce się wyglądać najlepiej, jak się da na stronie. W końcu to miejsce,
w którym nie trzeba się spieszyć z reakcją i wyglądem. Nie trzeba udawać
bystrej/go. Zwykle jest czas na ripostę. Pisanie postów jest bardzo podobną
sprawą do wrzucania nowej foty. Sprawdzam, czytam, poprawiam, stawiam się na
miejscu czytelnika, czy zrozumie, czy źle nie odbierze i choć zwykle mnie to
dogłębnie nie obchodzi, wracając do punktu 1, to staram się wypaść
intelektualnie jak najlepiej. Nie cuduję i nie wymyślam bzdur, piszę szczerze i
bez ubarwień, ale lubię bawić się słowem, gramatyką, składnią, lubię, żeby to
było spójne, finezyjne, ale nie miałkie. Chcę, żeby było moje i żeby ten, kto
tu się zagubi zapamiętał styl, intonację i barwę. Ze zdjęciami w sieci jest
podobnie. Wszyscy chcemy być jak najlepiej kupieni, ale nikt się nie chce
sprzedać.
Ot, Internet.
KASIcka
Gorzej, kiedy sieć zaczyna przysłaniać nam rzeczywistość. Znam kilka osób, które mają niemal tylko wirtualnych "przyjaciół". I to są cholernie nieszczęśliwi ludzie. I myślę, że takich, którzy chcą się sprzedać, jest więcej niż tych, którzy nie chcą. Przecież to właśnie robią na fejsie.
OdpowiedzUsuń