poniedziałek, 29 lipca 2013

kradzieże są wszędzie

Jeszcze jestem roztrzęsiona! Wyszłam z paskudnie nudnych zajęć dodatkowych, na których puszczono jakąś durną bajkę i jedyne, co z niej zrozumiałam, to to, że główny bohater słoń zjadł swojego przyjaciela jeża. I coś o jakiejś wstążce… W każdym razie nuda. Wróciłam do szatni ze świadomością, że wszyscy mnie nienawidzą, bo jestem nowa i zobaczyłam mój plecak na podłodze, wybebeszony. Żółty znaczek był naderwany. Jedyna osoba, która chciała ze mną rozmawiać, koleżanka ze szkoły, poradziła mi, żebym sprawdziła, co zostało. Ku mojemu zdziwieniu portfel był. Ale oczywiście po dwóch i pół stówy ani śladu. Znalazłam też osłonkę na dokumenty. Na pierwszy rzut oka karta została. Na drugi okazało się, że zdjęcie jest to samo, co na moim wzorze, ale z pieczątką facebooka i na nazwisko Taltos. I w tej chwili trochę zaczęło do mnie docierać. Taltos to książka, którą mam w planie przeczytać. Już się rozryczałam ze złości i zaczęłam szukać telefonu. Znalazłam. Jasne, na tapecie jakieś tory z trakcją, zero zasięgu i sieci. Ktoś zabrał tylko kartę, to oczywiste…

Nie oczywiste, przecież logiczne by było, jakby zabrał aparat.

No nienawidzę takich snów, praktycznie w to uwierzyłam.



KASIcka

poniedziałek, 1 lipca 2013

Słowotwórstwo winorobne

Winna inicjatywa. Winicjatywa *. Konwent już ósmy. Na prawie 30 win powaliły mnie naprawdę trzy. W czym problem? Och, nie w tym, że to za mało, bo jak na 30 letnie winiarstwo tego kraju to rewelacja. I Polska prze do przodu. Problem tkwi w możliwości zakupu tych fenomenów. A zasadniczo w ich zakupu niemożliwości. Jak wiadomo, akcja „winna biurokracja” – „biurowinkracja” – trwa. Walka dosyć nierówna, jak to z systemem ustawodawczym.
Zasadniczo, Basen Narodowy spełnił się świetnie w roli imprezo-ogarniacza. Jest szansa, że kiedyś zacznie wychodzić na zero w bilansie zysków i strat. To taka płynna granica… Na razie na płycie boiska otworzono wielki plac zabaw dla dzieci. Jej! Najlepsze były latorośle w mega strojach sumo, które po przewróceniu nie mogły się same podnieść. Sam stadion przywołuje winnego wędrowca – windrowca – do refleksji. Gdzie niegdzie pojedyncze winnolubne jednostki, wtulone w siedzenia, patrzą na ogrom tego wykpiewanego niesprawiedliwie obiektu i widzą chyba tylko swoje myśli. Nie ma co, stadion, a-wcale-nie-Basen-Narodowy, robi wrażenie.
Pisząc to, siedziałam przy stoliku w Biznes Klubie. Tuż obok zaczepiła się rodzinka z małym dzieckiem (bo przecież konwent winiarski dla dziecka to lepsza forma rozrywki, niż mega-sumo plac zabaw).  Mama, jak mniemam, wpierdzielająca kromkę chleba ze smalcem i ogórkiem, wyrażała tłustą opinię na temat cen polskich win na kiermaszu. Z jednej strony, rozumiem punkt widzenia konsumenta (tu: „ooo, to ja już wolę te z marketu, pffffff…!), ale z drugiej, bardziej producenckiej, masy smalcowo-ogórkowe nie mają pojęcia ile serca (no dobrze, pieniędzy też) kosztuje wyprodukowanie  polskiego wina i możliwość jego sprzedania. Tak, robią to wariaci, ale cóż… (lepiej być wariatem, niż woleć wina z marketu)
Paneliści (tak, jest takie słowo, przynajmniej na handoutach do degustacji) na poziomie, trzeba przyznać. Mamy w Polsce tę profeskę. W dodatku podejrzewam, że wszyscy przeszli przed konwentem jakieś szkolenie z dyplomacji. Nie, to nie tak, że wina były złe (no, może z jedno, czy dwa, ale to zawsze kwestia gustu!). Po prostu wszystko trzeba należycie docenić. Dzięki temu, wiem, jakich win nie robić. Bo jak wiadomo, lepiej uczyć się na cudzych błędach, a popełniać niebanalnie nowe.
Zespół sommelierów, zajmujący się oprawą techniczną, to rewelacja. Kieliszki de facto degustacyjne (gdyż nadal z rozrzewnieniem wspominam literatki z niemieckiego panelu VitiNord), nikt nie musiał czekać na próbkę, ba nawet można było przeoczyć proces nalewania.
Degustacja porównawcza win polskich i europejskich wypadła nader pomyślnie dla tych pierwszych. Rodowity Pinot Noir został pomylony z burgundzkim. Próba, prowadzona przez pana Wojciecha Bońkowskiego, przywołała wcześniej już zauważone cechy polskiego winiarstwa. W sposób zawoalowanie hejterski, acz zgrabny, główny panelista dobrał się do skóry najcieńszej – mentalności. Winplomacja…
Wrażenie pozytywne, widoki na przyszłość słabo oświetlone, ale wytyczone na mapie sukcesu, efektywność ofensywy na rzecz polskich win i ich sprzedaży… ma prawidłowe ciało, ale - słowami wcześniej przywołanego panelisty – najważniejsze w tym meczu to grać głową.

Ćwiczę głowę.


KASIcka - głowoćwiczer