środa, 19 czerwca 2013

wyższa forma nienawiści

Uratowałam dziś pająka. A mogłam zabić, choćby w afekcie.
*
Ja - zmuszona do odbycia śmiertelnie nudnej i niesamowicie żenującej podróży w głąb interpretacji wybitnie odrzucających mnie piosenek Boba Dylana, życia Boba Dylana i fenomenu Boba Dylana, naiwnie powtarzająca sobie przez półtorej godziny „nie, to nie jest prawdą, tak naprawdę mnie tu nie ma!” oraz nieusatysfakcjonowana brakiem nagrody w postaci chociażby wyszczególnionej obecności na odrabianych zajęciach z fonologii – powiadam: studia są mega niesprawiedliwe i stanowią fantastycznie odwzorowaną wizję życia. Otóż, nikt nie wyraził chęci pójścia na wykład dodatkowy, ba, jestem pewna, że wszyscy z wielką radością posiedzieliby i ze 3 godziny na fonologii, byle by nie musieć słuchać mocno wzruszonego, starszego pana o trzęsącym się głosie, rozwodzącego się na temat Scarlet Town. Ja nawet nie lubiłam Boba Dylana! Teraz go wręcz nienawidzę… W każdym razie, poinformowano nas 15 minut po fakcie, że właściwie musimy tam być i w taki sposób odrobimy zajęcia. Zatem wpadła sobie ekipa, zmachana, dojadająca resztki pseudo obiadu z Biedronki (po który postanowiliśmy udać się po całym ciężkim dniu, a przed dodatkową fonologią) do dusznej, w połowie pustej klasy i wśród potępieńczych spojrzeń naszych ćwiczeniowców i wykładowców usadowiliśmy zady by sczeznąć. Nieważne, że straciliśmy czas, który mogliśmy poświęcić na naukę translacji, wiecznie niezaliczanych rzecz jasna. Nieważne, że nikogo to nie obchodziło. Oczywiście, nie chcę być źle zrozumiana – nie mam absolutnie nic przeciwko fenomenowi Boba, ani jego piosenkom, ani jego fanom, którzy przedłużali nasze męczarnie niesamowicie sofistycznymi pytaniami o styl i poetykę, na które prowadzący skwapliwie odpowiadał z nawiązką. Nie. Jeśli ktoś to lubi i chce i ma ochotę i wolę i nie wiem, czego jeszcze trzeba, żeby iść na taki wykład, to tam idzie. Tak się składa, że nam zabrakło wszystkiego. A przynajmniej większości. Oczywiście, niektórym się udało i nie znaleźli tej sali (ODRABIANIA!!!).  Prowadzący podziękował za wytrzymanie i sobie poszedł. Nic! Szczerze, lista obecności usatysfakcjonowałaby mnie choć trochę. A przynajmniej odsunęłaby myśl, że mogło mnie tam równie dobrze nie być…
Pociągu nie było, więc poszłam na busa. Przy busie stał kierowca, który przywitał mnie tymi oto słowami: z przodu są miejsca. Pogalopowałam do pojazdu, zajrzałam do środka i trochę się skonsternowałam, gdyż bus był cały pusty i odjeżdżał dopiero za 20 minut. Usiadłam więc z tyłu. Za mną wsiadł facet, który stał przy busie od początku i się potknął na wejściu. No zdarza się, to puszka na kółkach. Usiadł obok mnie i zapytał, czy mogę mu pożyczyć telefon, bo on nie ma nic na koncie, a musi zadzwonić do żony. Durna krowa, dałam mu telefon (a mogłam zabić, choćby w afekcie). Przyjął go ode mnie i nagle mnie oświeciło, czemu kierowca oferował mi miejsca z przodu. Myślę, że siła jego oddechu była tak niesamowita, że po sekundzie ja sama miałam ze dwa promile. Żona z zapijaczonym dziadem nie chciała rozmawiać, ale uparcie pożyczał telefon jeszcze kilka razy, aż w końcu wybitnie zirytowany postanowił mnie poznać. W tym momencie miałam już otwarty i naostrzony nóż w kieszeni. To była upierdliwa, zapita menda, zrobiło mi się niedobrze od jego oparów, aparycji, nachalności i agresji wypowiadanych słów. Sądziłam, że jak zamknę oczy, to da mi spokój, ale jak już mówiłam – głupia krowa. 40 minut mnie maltretował psychicznie i jak w końcu wysiadł wszyscy odetchnęli.
Ludzie stanowią dla mnie poważny problem. Po pierwsze ten pijany gbur. Żeby do tego zapitego umysłu dotarło chociaż zwykłe ‘odwal się’. Nie, pijani tego nie rozumieją. Nie rozumieją też, co robią źle i czemu trzeźwa dziewczyna nie chce z nimi rozmawiać. Za to wiedzą doskonale, jak obrazić, co to to tak. Dostałam propozycję bliższego zapoznania się z panami z tyłu, bo też jadą do Stargardu i szkoda stracić taką okazję (nóż nabrał kształtów tasaka). I nieważne, że ten człowiek ma żonę, że nawet jest przyzwoicie ubrany i chwali się ile zarabia, co generalnie wskazuje na płytkość umysłową i powinnam mu raczej współczuć niż chcieć go zabić. Nieważne, że pokazuje mi zdjęcie córeczki. Jest szują, która zmusza otoczenie i bogu ducha winne ofiary jego frustracji do przebywania z nim, słuchania go i czucia się fatalnie przez sam fakt jego istnienia. Mam już alergię na takich ludzi.
Po drugie, jakiś ludzki śmieć, który właśnie naciągnął bliską mi osobę na wysokie doładowanie do Plusa, podając się za mnie. Inny śmieć, który ukradł moją tożsamość w sieci i zbierał laury za talent literacki. Jeszcze inny, przyjaciel!, wciągający ludzi w poważne kłopoty finansowe bez najmniejszych skrupułów.
Po trzecie, uczelniane poważanie. A raczej bycie w głębokim poważaniu uczelni, kiedy trzeba czekać 45 minut na możliwość konsultacji, żeby się dowiedzieć, że prowadzący nie ma dla mnie czasu. Albo kiedy wykorzystuje się mój czas na dodatkowe zajęcia, na które nie mam ochoty, bo są a) poza moimi zainteresowaniami i b) a na pewno poza obowiązkami. Jak można tak nie szanować ludzi? Bo co, bo jesteśmy młodsi i nie znamy życia? Dlatego nie należy się nam szacunek ze strony wyższych form egzystencji? Jak można patrzeć z pogardą na studenta, który przychodzi po pomoc w rozwiązaniu problemu, jak można kazać mu czekać prawie godzinę, wiedząc, że nie ma się dla niego ani minuty?
Nie wspomnę o milionie złych rzeczy, które robią sobie ludzie codziennie. Duszą dzieci, rodzą je pijane, biją i katują, gwałcą, kradną i mordują ot tak. Oszukują, defraudują, wymyślają spiski, wrabiają, przekręcają, wykorzystują ludzi. Nigdy nie mówią w wiadomościach o dobrych rzeczach, nigdy o tym, co pozytywnego zrobiono w polityce, nigdy o tym, że ktoś kogoś nie zabił, nie okradł, nie oszukał, nie zniszczył. Że udało się uniknąć wypadku na drodze, bo nagle kierowcy zostali obdarzeni mózgiem. Że któryś z urzędów zrobił coś mądrego i ułatwił życie ludziom, powodując, że mają ochotę żyć. Nie. Jesteśmy tym gatunkiem na świecie, który pobłogosławiono wolną wolą. Tę wolną wolę wykorzystujemy, aby ranić, niszczyć i utrudniać istnienie innym. Gratuluję stwórcy.
Dlatego uratowałam pająka. Bo to, że spacerował sobie po rogu mojej wanny to była jedyna pozytywna rzecz, jaka spotkała dziś mój świat. I chociaż skubany nie ma wolnej woli, to jest bardziej człowiekiem niż większość z nas. Okrucieństwo nie jest nieludzkie. Jest niezwierzęce, ludzkie.

KASIcka

1 komentarz:

  1. Skąd wiesz, ze pająk nie ma wolnej woli? Musiałabyś mieć ćwiczenia z moją panią od filozofii... Wkręciłaby Ci, że nawet chodnik, po którym chodzisz, ma wolną wolę. Kasia Ko.

    OdpowiedzUsuń