środa, 19 czerwca 2013

'Things look beautiful when they’re away from you'

Makabrycznie czerwone maki przy torach. Bynajmniej wiosennie. Bynajmniej, ponuro. Jestem zewsząd i znikąd. Bywam wszędzie, nigdzie nie jestem na stałe. Są miejsca, w które wracam na chwilę i takie, w których bawię odrobinę dłużej. Są miejsca, w których byłam raz i bardzo chciałabym być po raz kolejny. Tyle utożsamień ‘to mój świat’, tyle łatek ‘tu będę kiedyś mieszkać’, tyle kłamstw ‘kiedyś tu wrócę’… Nigdzie nie jestem swoja. Zawsze z doskoku, zawsze na weekendy, zawsze na wakacje, zawsze na chwilę. Zawsze na nigdy,  nigdy na zawsze. Tu na trzy lata, tam na rok, tutaj dwa kolejne.
Nigdy nigdzie nie pasuję na tyle, żeby być czegoś stałym fragmentem. Nigdy nic beze mnie nie przestaje pracować, wszystkie struktury, w których byłam zaczepiona prosperują dalej, jakby nawet nieświadome mojego zniknięcia, a może i nieświadome nawet mojej egzystencji w nich przez ten krótki czas. Wszystko leci swoim dobrze zintegrowanym rytmem, a ja muszę od nowa i od nowa wchodzić w społeczności i miejsca, których nie znam, przekonywać się do nich i je przekonywać do siebie. Zawsze nowa, z boku, bez utartych tradycji i stałego miejsca pochodzenia. Czasem czuję się, jakbym nie miała tożsamości. Przeskakuję z miasta do miasta, wszędzie jest to wszystko, co chciałabym mieć w jednym miejscu. Nie chodzi o to, że nie mam przyjaciół. Bo mam, tylko nigdy na wyciągnięcie ręki. Zawsze wszyscy oddaleni, rozrzuceni po Polsce, telefony, skype, maile, listów już dawno nie piszemy…
A najgorzej jest się przyzwyczaić. Przyzwyczajanie się, gdy ma się pełną świadomość, że zaraz się zniknie, ma fatalne konsekwencje. Bo wtedy trzeba tęsknić. Tzn., nie trzeba, ale zasadniczo wypada. Trzeba mówić i słuchać kłamstw ‘jak tylko przyjadę, odezwę się, skoczymy na kawę’, ‘oczywiście, że będę wracać’, ‘jasne, będziemy Cię non stop odwiedzać’. A wychodzi jak zawsze. Samotnie.

''Cause things look beautiful when they're away from you
Things look beautiful when they're so new
And thinks look beautiful when they're away from you
They seem to stay away from you'
So new

KASIcka

Let's make a polot

Zasadniczo zasady. Nigdy nie ściągałam na egzaminach. Nigdy nie słuchałam bezczelnie muzyki na lekcjach czy zajęciach. Nigdy nie pozwoliłam sobie siedzieć z tyłkiem na siedzeniu w autobusie, kiedy ktoś starszy miał stać. Nigdy nie oszukiwałam w związku i nie zdradzałam przyjaciół. Nie jeżdżę na gapę, nie piję w miejscach publicznych. Nie przechodzę na czerwonym. Przestrzegam przepisów drogowych i namiętnie puszczam pieszych na pasach. Nie jadę na kodach przez studia i nie załatwiam lewych zwolnień. Nawet mi nigdy nie przyszło do głowy, żeby świadomie naruszyć te, bądź co bądź, mało skomplikowane regułki, choć naruszanie ich przez innych wcale mnie tak bardzo nie razi. Do zasad dodam wolność i powstaje liczba nieskończona. No bo przecież, jeśli zasady, których się trzymam są moje i żyję zgodnie z nimi, pozwala mi odetchnąć od narzucanych z góry ograniczeń, to można powiedzieć, że zasady są wolnością. Ale definicyjnie na to patrząc, jedno drugie wyklucza. A prawda jest taka, że wolność jest bardzo trudna do osiągnięcia, ale nieliczni twierdzą, że istnieje. Ograniczają mnie instynkt i sama potrzeba czegoś. Sam fakt, że coś determinuje moją wolę i jest przedmiotem mojej chęci, zamiaru i czynu – de facto tego, czego w imię wolnego wyboru pożądam – jest ograniczeniem. Myśl o spełnieniu marzeń i potrzeb zajmuje mój umysł i pęta go, choć paradoksalnie dąży do uwolnienia. Jak się dobrze zastanowić, to idealnym stanem wolności byłoby nie myśleć o niczym, bo pojedyncze i skumulowane myśli blokują wolną refleksję. Czasem mam wrażenie, że żyję obok wolności. Ciągle przyziemność, ciągle pojedyncze sprawy rzeczywiste. To frustrujące, ale świadomość życia ogranicza świadomość ŻYCIA. Wydaje mi się, że jestem obecna i świadoma, kiedy tak naprawdę galopuję zupełnie w drugą stronę. Pokrętna filozofia. Filozofią rządzi logika. Nic nie jest przypadkowe i nieuzasadnione, ale niestety nigdy nie jest uzasadnione jednoznacznie. Moje zasady są wolne, ale mnie ograniczają.
A sesja za pasem. Zapadam się w platoniczną fascynację, której nie zdążyłam przeżyć w okresie dojrzewania, bo się uczyłam (Harry Potter się nie liczy). Cillian Murphy rlz!
A w ogóle to załamuję się (już od kilku ładnych lat) stanem telewizji. Dopiero wpadłam na to, że do każdej reklamy, jaka jest emitowana powinni dodawać antyreklamę, żeby dać widzom możliwość postawienia się po jednej z konkretnych stron – dać im, o ironio, wolny wybór. Masowa głupota, czy konstruktywnie osiągnięta racjonalność? Nie wiem, na ile by się to sprawdziło w społeczeństwie.com.tv, ale warto by było spróbować. Tylko który marketingowiec na to pójdzie…

KASIcka

po co?

Wiadomo, że każdy jest inny. Tzn., oczywiście niektórzy potrafią być ordynarnie tacy sami, napawający przerażeniem na myśl o tępym naśladownictwie mas, ale nie o tym. Faktem jest, że każdy jest inny i, co więcej, każdy jest inny nawet od samego siebie na przestrzeni zmian. Zaczynając od najprostszej, acz nie najmniej istotnej, warstwy wierzchniej człowieka, jaką jest aparycja zewnętrzna, przez wiedzę, prowadzącą niechybnie do myślenia, które napędza (nie)winne poglądy i idee, kończąc na szeroko pojętej duszy i emocjach. Każdy ma inne tempo procesów życiowych, od metabolizmu po rozwój wewnętrzny. Jesteśmy tworami tak wysoce zaawansowanymi, tworzącymi własne kody i szyfry komunikacyjne, jesteśmy jedynym i prawdziwym prototypem komputera (ach, te zwoje), mamy miliony odmian, osobowości, relacji i warunków egzystencji, że nie sposób tego wszystkiego ogarnąć na raz. Mamy nieograniczone perspektywy, jako ludzkość rzecz jasna. Nasz punkt widzenia zahacza o księżyc i biega, jak moron, wokół słońca. Należymy do gatunku marzycieli-fizyków, artystów-matematyków, poetów-chemików i ofiar-drapieżników. Jako ludzie, możemy wszystko, każdy na swój sposób, w swoich granicach lub ich braku, każdy w swoim czasie i dla swoich celów, metodą odmienną lub ulepszoną, ale w każdym razie – wszystko, na co stać ludzki umysł i ciało. A mimo to, ta wielka, niezwyciężona pula indywidualności, jaką jesteśmy, gdzie każdy odpycha się jak najdalej od sąsiada, aby okazać swą odrębność i niezależność, zadaje sobie w końcu w życiu (oczywiście, każdy indywidualnie!) pytanie, dość krótkie acz chwytliwe, po co?.
Banalnym byłoby to rozwijać. Bo po co?

KASIcka

wyższa forma nienawiści

Uratowałam dziś pająka. A mogłam zabić, choćby w afekcie.
*
Ja - zmuszona do odbycia śmiertelnie nudnej i niesamowicie żenującej podróży w głąb interpretacji wybitnie odrzucających mnie piosenek Boba Dylana, życia Boba Dylana i fenomenu Boba Dylana, naiwnie powtarzająca sobie przez półtorej godziny „nie, to nie jest prawdą, tak naprawdę mnie tu nie ma!” oraz nieusatysfakcjonowana brakiem nagrody w postaci chociażby wyszczególnionej obecności na odrabianych zajęciach z fonologii – powiadam: studia są mega niesprawiedliwe i stanowią fantastycznie odwzorowaną wizję życia. Otóż, nikt nie wyraził chęci pójścia na wykład dodatkowy, ba, jestem pewna, że wszyscy z wielką radością posiedzieliby i ze 3 godziny na fonologii, byle by nie musieć słuchać mocno wzruszonego, starszego pana o trzęsącym się głosie, rozwodzącego się na temat Scarlet Town. Ja nawet nie lubiłam Boba Dylana! Teraz go wręcz nienawidzę… W każdym razie, poinformowano nas 15 minut po fakcie, że właściwie musimy tam być i w taki sposób odrobimy zajęcia. Zatem wpadła sobie ekipa, zmachana, dojadająca resztki pseudo obiadu z Biedronki (po który postanowiliśmy udać się po całym ciężkim dniu, a przed dodatkową fonologią) do dusznej, w połowie pustej klasy i wśród potępieńczych spojrzeń naszych ćwiczeniowców i wykładowców usadowiliśmy zady by sczeznąć. Nieważne, że straciliśmy czas, który mogliśmy poświęcić na naukę translacji, wiecznie niezaliczanych rzecz jasna. Nieważne, że nikogo to nie obchodziło. Oczywiście, nie chcę być źle zrozumiana – nie mam absolutnie nic przeciwko fenomenowi Boba, ani jego piosenkom, ani jego fanom, którzy przedłużali nasze męczarnie niesamowicie sofistycznymi pytaniami o styl i poetykę, na które prowadzący skwapliwie odpowiadał z nawiązką. Nie. Jeśli ktoś to lubi i chce i ma ochotę i wolę i nie wiem, czego jeszcze trzeba, żeby iść na taki wykład, to tam idzie. Tak się składa, że nam zabrakło wszystkiego. A przynajmniej większości. Oczywiście, niektórym się udało i nie znaleźli tej sali (ODRABIANIA!!!).  Prowadzący podziękował za wytrzymanie i sobie poszedł. Nic! Szczerze, lista obecności usatysfakcjonowałaby mnie choć trochę. A przynajmniej odsunęłaby myśl, że mogło mnie tam równie dobrze nie być…
Pociągu nie było, więc poszłam na busa. Przy busie stał kierowca, który przywitał mnie tymi oto słowami: z przodu są miejsca. Pogalopowałam do pojazdu, zajrzałam do środka i trochę się skonsternowałam, gdyż bus był cały pusty i odjeżdżał dopiero za 20 minut. Usiadłam więc z tyłu. Za mną wsiadł facet, który stał przy busie od początku i się potknął na wejściu. No zdarza się, to puszka na kółkach. Usiadł obok mnie i zapytał, czy mogę mu pożyczyć telefon, bo on nie ma nic na koncie, a musi zadzwonić do żony. Durna krowa, dałam mu telefon (a mogłam zabić, choćby w afekcie). Przyjął go ode mnie i nagle mnie oświeciło, czemu kierowca oferował mi miejsca z przodu. Myślę, że siła jego oddechu była tak niesamowita, że po sekundzie ja sama miałam ze dwa promile. Żona z zapijaczonym dziadem nie chciała rozmawiać, ale uparcie pożyczał telefon jeszcze kilka razy, aż w końcu wybitnie zirytowany postanowił mnie poznać. W tym momencie miałam już otwarty i naostrzony nóż w kieszeni. To była upierdliwa, zapita menda, zrobiło mi się niedobrze od jego oparów, aparycji, nachalności i agresji wypowiadanych słów. Sądziłam, że jak zamknę oczy, to da mi spokój, ale jak już mówiłam – głupia krowa. 40 minut mnie maltretował psychicznie i jak w końcu wysiadł wszyscy odetchnęli.
Ludzie stanowią dla mnie poważny problem. Po pierwsze ten pijany gbur. Żeby do tego zapitego umysłu dotarło chociaż zwykłe ‘odwal się’. Nie, pijani tego nie rozumieją. Nie rozumieją też, co robią źle i czemu trzeźwa dziewczyna nie chce z nimi rozmawiać. Za to wiedzą doskonale, jak obrazić, co to to tak. Dostałam propozycję bliższego zapoznania się z panami z tyłu, bo też jadą do Stargardu i szkoda stracić taką okazję (nóż nabrał kształtów tasaka). I nieważne, że ten człowiek ma żonę, że nawet jest przyzwoicie ubrany i chwali się ile zarabia, co generalnie wskazuje na płytkość umysłową i powinnam mu raczej współczuć niż chcieć go zabić. Nieważne, że pokazuje mi zdjęcie córeczki. Jest szują, która zmusza otoczenie i bogu ducha winne ofiary jego frustracji do przebywania z nim, słuchania go i czucia się fatalnie przez sam fakt jego istnienia. Mam już alergię na takich ludzi.
Po drugie, jakiś ludzki śmieć, który właśnie naciągnął bliską mi osobę na wysokie doładowanie do Plusa, podając się za mnie. Inny śmieć, który ukradł moją tożsamość w sieci i zbierał laury za talent literacki. Jeszcze inny, przyjaciel!, wciągający ludzi w poważne kłopoty finansowe bez najmniejszych skrupułów.
Po trzecie, uczelniane poważanie. A raczej bycie w głębokim poważaniu uczelni, kiedy trzeba czekać 45 minut na możliwość konsultacji, żeby się dowiedzieć, że prowadzący nie ma dla mnie czasu. Albo kiedy wykorzystuje się mój czas na dodatkowe zajęcia, na które nie mam ochoty, bo są a) poza moimi zainteresowaniami i b) a na pewno poza obowiązkami. Jak można tak nie szanować ludzi? Bo co, bo jesteśmy młodsi i nie znamy życia? Dlatego nie należy się nam szacunek ze strony wyższych form egzystencji? Jak można patrzeć z pogardą na studenta, który przychodzi po pomoc w rozwiązaniu problemu, jak można kazać mu czekać prawie godzinę, wiedząc, że nie ma się dla niego ani minuty?
Nie wspomnę o milionie złych rzeczy, które robią sobie ludzie codziennie. Duszą dzieci, rodzą je pijane, biją i katują, gwałcą, kradną i mordują ot tak. Oszukują, defraudują, wymyślają spiski, wrabiają, przekręcają, wykorzystują ludzi. Nigdy nie mówią w wiadomościach o dobrych rzeczach, nigdy o tym, co pozytywnego zrobiono w polityce, nigdy o tym, że ktoś kogoś nie zabił, nie okradł, nie oszukał, nie zniszczył. Że udało się uniknąć wypadku na drodze, bo nagle kierowcy zostali obdarzeni mózgiem. Że któryś z urzędów zrobił coś mądrego i ułatwił życie ludziom, powodując, że mają ochotę żyć. Nie. Jesteśmy tym gatunkiem na świecie, który pobłogosławiono wolną wolą. Tę wolną wolę wykorzystujemy, aby ranić, niszczyć i utrudniać istnienie innym. Gratuluję stwórcy.
Dlatego uratowałam pająka. Bo to, że spacerował sobie po rogu mojej wanny to była jedyna pozytywna rzecz, jaka spotkała dziś mój świat. I chociaż skubany nie ma wolnej woli, to jest bardziej człowiekiem niż większość z nas. Okrucieństwo nie jest nieludzkie. Jest niezwierzęce, ludzkie.

KASIcka